I tańcząc śpiewać będą…, czyli o dźwięków czynieniu słów kilka
Muzyka jest fenomenalnym pomysłem Pana Boga. Stwarza język, którym można rozmawiać ze sobą bez słów. Pomaga wyrazić niemal każdą emocję. Potrafi zmotywować, zachwycić, ukorzyć, wzruszyć. Ma moc poruszania nawet najtwardszych charakterów. A przy tym nieustannie się rozwija, zmienia. Jest otwartą formą, zaproszeniem do tworzenia. Jak On to zamyślił, że od wieków kilka nut gamy można układać w nieskończenie różne harmonie, które prowadzą człowieka do Nieba?!
Wszystkie moje źródła są w Tobie
Ten, który jest Życiem, który jest Dobrem, który widzi więcej niż my widzimy – jest najlepszą inspiracją. Jest źródłem wszystkiego tego, co twórcze, co buduje, co wnosi pokój i radość. Jego Miłości i Przyjaźni doświadczamy na każdym kroku w naszej codzienności, a to nas przemienia i zmusza do rozwoju. Wystarczy otworzyć oczy serca, by przekonać się, że Pan jest blisko. Tak to już jest z najlepszym z Ojców, że swoich dzieci nigdy nie zostawia. Więc, czego się bać?
Dźwiękujmy Panu, bo jest dobry!
Ale może czytasz to i myślisz: “Zazdroszczę… Jak tego w ogóle nie czuję, nie dostrzegam w swoim życiu”. My też tak kiedyś mieliśmy. A potem zaczęliśmy prosić o łaskę wiary, o to, by Jego Duch kierował naszymi krokami i myślami. I nagle zaczęliśmy wokół siebie dostrzegać niesłychane pokłady piękna, dobra i błogosławieństwa. To zrodziło w nas postawę wdzięczności.
Ktoś kiedyś powiedział, że warto czasem zastanowić się, co by się stało, gdybyśmy rozpoczęli nowy dzień, mając tylko to, za co podziękowaliśmy Bogu poprzedniego wieczoru. Dla nas dziękczynienie stało się drogą do uwielbienia. Trochę to jak z tą Babcią czy Dziadkiem. Dziecku najpierw ukochana Babcia i Dziadek kojarzą się z prezentami. Dopiero potem, gdy człowiek dojrzeje, przychodzi zrozumienie, że kocha się nie za coś, tylko po prostu. Ale do tego trzeba dorosnąć. My ciągle dorastamy do uwielbienia.
Bo Jego łaska trwa na wieki
Wiara pełna jest pojęć i kategorii, które wymykają się naszym racjonalnym pragnieniom. Miłosierdzie, nieśmiertelność, Trójca Święta – przykłady trudnych zagadnień można mnożyć. Ale (na szczęście!) Boga nie da się nauczyć. Boga nie da się zaszufladkować. Boga nie da się ogarnąć rozumem. Z Bogiem możesz jedynie się spotkać i jak każdą osobę – próbować poznawać. To pozna(wa)nie nieuchronnie prowadzi do zakochania. Bo jak tu nie zakochać się w tym, który całym swym jestestwem jest tą Miłością, o której pisze św. Paweł w liście do Koryntian? A gdy już się zakochasz, to wielbienie przyjdzie Ci tak naturalnie, jak oddech.
No dobrze. Ale gdzie w tym wszystkim DŹWIĘKówCZYNIENIE?
Żyjemy w świecie dźwięków. I można iść przez życie i pozwolić, by hałas i kakofonia przytłaczały, albo próbować w polifonii codzienności usłyszeć te melodie, które zamyślił nasz Ojciec. I odpowiedzieć na nie.
Można też na miarę swojego talentu, sił i gustu starać się tworzyć dźwięki, które będą piękne i dobre. Które w nasz poharatany i nierzadko brudny świat będą wnosić piękno. I do tego nie trzeba koncertów stadionowych (które, oczywiście, też są potrzebne). Ale czyż śpiewanie dziecku kołysanki przed snem nie może być wielbieniem Boga?? Może! Bo ta tkliwość, łagodność, a jednocześnie moc miłości wyrażona w cichym nuceniu ma swoje źródło w Jego Miłości. I jest Jej słyszalnym znakiem, o Niej świadczy.
Dla nas Muzyka była pierwszym kluczem do modlitwy. Nauczyła (a właściwie ciągle uczy!) przede wszystkim słuchania, szacunku do ciszy i drugiego człowieka. A wiadomo, jeśli chcesz kogoś poznać, musisz zamilknąć, musisz dać mu przestrzeń, by pokazał Ci siebie. Tylko wtedy możesz zbudować z nim więź i poczuć się na tyle swobodnie, by zdjąć swoją maskę i ucieszyć byciem akceptowanym.
Często powtarzamy za ks. Grzywoczem, że Pan Bóg każdego z nas sobie wymarzył, a potem to marzenie zrealizował. Nie przypadkiem dał nam zatem takie a nie inne talenty, taką a nie inną wrażliwość. To dzięki Niemu i Jego zamysłom tak wielu ludzi muzyką potrafi ze sobą rozmawiać, potrafi poruszać serca, potrafi zmieniać świat. I cudowne jest to, że wciąż i wciąż pojawiają się nowe osoby, które swoimi muzycznymi (i nie tylko!) talentami chcą się dzielić na chwałę Pana.
Czynienie dźwięków otwiera. Tego doświadczamy od lat. Otwiera nas na rzeczywistość, która jest większa niż nasze możliwości poznania. Otwiera na dziecięcą radość. Otwiera na drugiego człowieka. Pomaga wytarabanić się ze skorupki naszych lęków, kompleksów i nieśmiałości. Uczy budowania wspólnoty i chowania swojego ego. A to jest przecież sens modlitwy uwielbienia: przestać załatwiać z Panem Bogiem interesy, tylko wyjść poza swoje JA. Stanąć przed Nim w takim zachwycie, z jakim w ukochanego rodzica wpatruje się jego dziecko. I z serca mu wyśpiewać… miłość.